No i co z tego... - MW3
Nawet jeśli miałaś złą matkę, nie oznacza, że musisz być taka sama. Nawet
jeśli byłaś złą matką, nie oznacza, że musisz taką pozostać. Wszystko może się
zmienić na dobre, jeśli tylko zechcesz, jeśli obie strony chcą tego samego.
Mam dwie córki. Jedną zawsze kochałam bezwarunkowo, za wszystko, za samo
istnienie. Druga była jej przeciwieństwem. Nie potrafiłam jej kochać, ba, nawet
polubić czy zwyczajnie zaakceptować. Działała mi na nerwy, irytowała samą swoją
obecnością i krnąbrnym zachowaniem. Czasem niestety stosowałam przemoc
fizyczną. Obopólna wrogość była silnie wyczuwalna.
Aż przyszedł kiedyś taki dzień, gdy zrozumiałam, że nie chcę jej stracić.
Że jest jeszcze szansa i warto spróbować odzyskać jej uczucia. Że nie chcę być
kopią mojej matki, która kocha i zawsze kochała tylko jedno z dzieci, a drugie -
mnie traktowała jak zło koniczne. Z zimną obojętnością i surowym krytycyzmem za
wszystko co robi, nawet za to, że po prostu istnieje.
Powoli, małymi kroczkami zaczęłam próbować. Częściej bywać w pokoju córki,
mimo okazywanej jawnej niechęci. Mówić do niej miłe rzeczy, sama nie słysząc
takich w zamian. Rozmawiać z nią, pytać o jej dzień w szkole. Co czyta? Z
czasem podchodzić bliżej, stawać za nią i delikatnie muskać po włosach.
Córka nie od razu, ale wkrótce zaczęła dostrzegać moją wyciągnięta dłoń.
Zaczęło jej się to chyba podobać. Na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech,
gdy myślała, że nie widzę. Przestała na mnie krzyczeć i powtarzać wciąż: wyjdź
z pokoju!
Minął jakiś czas i pozwalała już się pocałować i przytulać. Zaczęłyśmy ze
sobą więcej rozmawiać. Gdy byłam dłużej poza domem, to rozmawiałyśmy przez
telefon. Długo i wzajemnym zainteresowaniem.
Przestała na mnie mówić „matka”. Każdy dzień przynosił pozytywną zmianę w
naszych relacjach. Nawet jeśli minimalną, to wciąż postępującą. Którejś soboty,
gdy jak zwykle miałam grać z młodszą córką w jej ulubioną grę, to starsza sama
zaproponowała, że z nami zagra i czekała aż do nich dołączę. Kilka razy zapytała:
„mama kiedy przyjdziesz?” I nawet gdy młodsza córka zrezygnowała z gry, to starsza
zagrała tylko ze mną. Kilka partii. Uśmiechając się przy tym promiennie i
radując całą sobą, nawet jeśli nie zawsze odniosła zwycięstwo.
Przed nami jeszcze długa droga, którą już nie musimy, ale chcemy razem
budować. Cieszę się na nieodległą wycieczkę na lody i do zoo. Może kiedyś za
miasto. A jeszcze kiedyś gdzieś dalej i na dłużej niż jeden dzień.
Nie każda kobieta jest wrodzoną idealną matką. Czasem popełnia błędy, wiele
błędów. Ważne jednak, by spróbować, gdy przyjdzie zrozumienie. Starać się. Nawet
jeśli początek nie wróżył nic dobrego. I nie dawał nadziei prawie żadnej.
Komentarze
Prześlij komentarz