Bliskie spotkanie właściwego stopnia - MW1
- I co? Znów będziesz siedziała na tym
tarasie, nie wiadomo jak długo? – Phil uważał, że nie jest palaczem, ale zawsze
na wieczór musiał sobie zapalić jednego papierosa.
- Zastanawiam się, dlaczego tak jest… -
zaczęła, jakby do siebie.
- Za dużo myślisz – odezwał się
mentorskim tonem. – To przez tę telewizję śniadaniową.
- Zastanawiam się, dlaczego tak jest, że
jedni potrafią być szczęśliwi, a inni tego nie umieją – dokończyła zdanie,
udając, że nie słyszy zaczepki męża.
- A co to jest szczęście? Przecież to
chwilowa radość. Moment, kiedy krótko po dokonaniu czegoś, człowiek się
uśmiechnie i powie, że jest ok. To tylko moment, a nie stan stały – wyrokował
nadal mentor.
- Nie zgadzam się z tobą. Wiadomo, że
życie składa się z różnych wydarzeń, złych i dobrych. I że
fajnie, kiedy tych dobrych jest więcej. Ale wiem, że są osoby, którym w życiu
tak się paskudnie poukładało, że nie ma miejsca na wielkie radości, a jednak
potrafią się cieszyć życiem. Jak to robią?
- Udają. Nie ma innej opcji. Nie
rozmyślaj tyle, tylko wracaj do domu. Bzykniemy się dzisiaj. – Jak powiedział,
tak wszedł do salonu, nawet się nie oglądając, czy Karin wchodzi za nim.
Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Nie
miała ochoty na seks.
Czuła, że czegoś jej brakuje. Ale
przecież ma wszystko, co potrzebne, by mieć szczęście. Ma męża, który całkiem
dobrze zarabia, jest przystojny i odpowiedzialny. Ma fantastycznego synka,
który właśnie odebrał świadectwo z wyróżnieniem. Mają piękny duży dom i zadbany
ogród. Dlaczego nie umie się tym cieszyć?
Łzy zaczęły spływać po policzkach.
Zamknęła oczy i pomyślała, że spróbuje tego, o czym opowiadała niedawno przyjaciółka.
Jak to było? …głęboko oddychać, policzyć od trzydzieści pięć w dół… wdech
nosem, wydech ustami… rozluźnić się i znów policzyć…
W pewnym momencie poczuła, że ktoś
usiadł obok niej na bujanej ławce, w której uwielbiała spędzać ciepłe wieczory.
Pomyślała, że przyszedł Phil, i że będzie namawiał ją na natychmiastowe przyjście
do sypialni. Jednak nie otworzyła oczu. A co tam? Jak chce niech posiedzi obok
niej, może odechce mu się „bzykania” (nie lubiła jak tak nazywał seks, wolała
subtelniejsze nazewnictwo lub konkretne i rzeczowe).
- Wiesz, chciałabym być silniejsza. Bardzo
bym tego chciała…
- Po co? By przenosić góry? –
Podskoczyła na sam dźwięk tego głosu i stanęła wpatrując się w ławeczkę…
Nikogo tam nie było.
Poczuła, że dreszcz przebiegł jej po
plecach. Chyba zwariowała. Boże, ona naprawdę zwariowała! Przecież wyraźnie słyszała,
że ktoś do niej mówi. Lecz ten głos był jakiś taki nietypowy. Jakiś niezwykły,
jakby lekko wibrujący. Jakby nie dochodził do niej z żadnej konkretnej strony,
ale po prostu był w powietrzu. Po prostu był…
Czuła się potwornie zdezorientowana.
Najchętniej uciekłaby prosto do domu i opowiedziała mężowi
o tym, co zaszło. Ale machnąłby ręką i wyśmiał. Była tego pewna.
Z drugiej strony wiedziała, że głos ten
był dziwnie ciepły i uspokajający i jakby się uśmiechał. Nie sądziła, że takie
określenia mogą się odnosić do jakiegokolwiek głosu.
Z drżeniem w łydkach usiadła z powrotem
na ławeczce. Spróbowała się uspokoić. Zamknęła oczy i zaczęła ponownie liczyć…
- Kim jesteś? – spytała, lecz głos jej
był tak nienaturalny, że prawie siebie nie poznała.
- Kto? Ja? Jestem Karinka. – Dopiero
teraz wyczuła, że ten głos należy jakby do dziecka a nie do osoby dorosłej.
Strach mrowił jej po plecach, ale siedziała zawzięcie na ławeczce z wciąż
zamkniętymi oczami.
- Czego ode mnie chcesz? – próbowała być
rzeczowa i dowiedzieć się czegoś więcej o swojej wariacji.
- Ja od ciebie? To ty chcesz czegoś pode
mnie. – Usłyszała perlisty śmiech dziecka.
- Ja?? Czego mogę chcieć od ciebie.
Przecież cię nie znam.
- Znasz, znasz. Tylko gdzieś zakopałaś
tę wiedzę i nie wiesz pod którym drzewem. – Karinka wydawała się być bardzo
rozbawiona.
- Ale ja niczego nie rozumiem. Pomóż mi.
– Składając kolejne słowa czuła się naprawdę dziwnie, ale jakby coraz bardziej
na miejscu i swojo.
- No, wreszcie przypomniałaś sobie.
- Co? Przecież ja nadal nie wiem, o co
chodzi. – Karin miała burzę w mózgu i mrówki w żołądku.
- Przypomniałaś sobie, czego ode mnie
chciałaś. Pomocy. Pamiętasz, ile razy mruczałaś przez łzy, że potrzebujesz
pomocy, że ktoś ma przyjść i pomóc, bo sama nie dasz rady.
- Taak, ale…
- Karin! Nie będę dłużej czekał. Idę
spać! Następnym razem ty mnie będziesz prosiła o seks. – Usłyszała podniesiony
głos męża, który wyjrzał przez okno sypialni i musiał zademonstrować swoje niezadowolenie.
Miała wrażenie, że każda komórka jej
ciała drży i podskakuje. Stała wpatrzona w lekko huśtającą się
ławeczkę i miała pustkę w głowie. Oczywiście mąż wyrwał ją z rozmowy z… no,
właśnie z kim? Z Karinką? Czyli kim?
Nie miała już sił, by ponownie zmierzyć
się z tymi emocjami, więc ku swojemu zdziwieniu szepnęła tylko „pa” i pobiegła
do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz