Niepewnym krokiem - MW1
Odwiedził ją za pięć dwunasta, gdy drugie śniadanie
stygło zapominalskim na talerzach, a słońce tkwiło wysoko w górze. Powiedział
„dzień dobry” i nie oczekując od nikogo odpowiedzi, od razu skierował kroki na
schody.
Skrzypiały.
Wśród ciszy dookoła, dźwięk ten wydawał się czyimś agonalnym nawoływaniem.
Drzwi do
pokoju były otwarte. Przez podłużną szparę umożliwiającą zajrzenie do środka
dostrzegł przeraźliwie bladą rękę ułożoną na zgranej z odcieniem skóry
pościeli. Znów dogoniła go wątpliwość, ta sama co setki razy wcześniej.
Towarzyszyło jej niesłabnące pytanie: jak długo jeszcze?
Przykleił
do ust standardowy, nijaki uśmiech i zapukał.
–
Russel? – dobiegł ze środka słabowity głos. – Wejdź, proszę. Wejdź.
Od razu
rozpoznał, że coś jest nie tak. Inaczej niż zwykle. Mówiły to mięśnie jej
twarzy, sygnalizował sposób powitania. Za anomalią najbardziej przemawiało
jednak milczenie, które zagościło w skromnym pokoju zaraz po tym, jak Russel
zajął miejsce w fotelu.
Zero
opowieści, pytań, anegdotek. Nic. Zupełnie, jakby po pełnej życia osobie już
pozostał sam cień.
– Noro,
czy wszystko w porządku? – Zaczekał kilka sekund, lecz Nora tylko uciekła
wzrokiem w bok. Poprawił dłonie na kolanach i spróbował ponownie. – Wyglądasz,
jakby coś cię trapiło.
–
Zastanawiam się – przemówiła w końcu, unieruchamiając na końcu języka dalszą
część myśli, którą w ostatniej chwili postanowiła zatrzymać dla siebie.
– Nad
czym?
–
Bracie, chciałam… – oczy kobiety niespodziewanie wróciły na twarz gościa. –
Wierzysz w duchy?
Zaskoczony,
powstrzymał grymas próbujący wykrzywić mu usta. Twardo stąpał po ziemi, nie
lubił rozmawiać o Bogu ani zjawiskach nadprzyrodzonych. Był tu i teraz, dla
Nory, trochę także dla siebie.
Nie
wiedział, co odpowiedzieć, a brak jego reakcji stopniowo stawał się coraz
trudniejszy do zniesienia.
–
Rozumiem – po wargach Nory przemknął strzaskany uśmiech. – Jesteś inny, jesteś
młody.
– Noro,
nie sądzę…
–
Kiedyś, gdy byłam małą dziewczynką, coś mi się przytrafiło. Chcesz posłuchać?
Russel przytaknął.
Powrót Nory-gaduły sprawił, że od razu poczuł się lepiej, bez względu na to, co
miała do zakomunikowania.
– Byłam
sama, przyrządzałam śniadanie. To było dawno, w starym domu. Stała w nim ta
gigantyczna szafa. Tuż po tym jak wyszedłeś do szkoły, poszłam do kuchni i
wyjęłam z lodówki jajka. Rozgrzewałam olej na patelni i nagle usłyszałam czyjś
oddech tuż przy swoim uchu – kościstą twarz smagnęło niedowierzanie, zupełnie
jakby Nora przeżywała opisywaną chwilę na nowo. – Był ciężki i bardzo krótki.
Spanikowałam. Ja, prawie dorosła kobieta pobiegłam do drzwi i zamknęłam je czym
prędzej, a potem nasłuchiwałam w napięciu, z ręką zaciśniętą na klamce.
Usta
kobiety drgnęły, na wpół rozbawione. Russel odniósł wrażenie, że jeśli kąciki
jej warg powędrują choć milimetr wyżej w stronę policzków, oblicze zdominuje
groteskowa maska cierpienia.
– Bardzo
długo potem zastanawiałam się nad tym, co to właściwie było. Usłyszałam coś z
zewnątrz? Zaszemrała rura? A może to ja nieświadomie westchnęłam? – Emocje
opadły. Nora również. – Nadal nie wiem.
Patrzyli
na siebie, z pozoru beznamiętnie, a jednak podszywając ciszę oczekiwaniem.
–
Niedługo umrę – oświadczyła uroczyście Nora. Powieki Russela drgnęły. – I muszę
to rozstrzygnąć.
Nie
pojął od razu, lecz Nora dała mu czas. Cierpliwie prosiła oczami.
Russel
wyciągnął dłonie. Otoczył nimi smukłe palce siostry.
– Będę
tu jutro. I ty również.
– A ten
oddech? – spytała, z pomocą resztek nadziei kierując spojrzenie na ślepia
towarzysza. – Co to było, Russ?
Próbowała
zacisnąć pięść. Russel widział, jak nieudolnie napina mięśnie. Nie sądził, że
zacznie przez to płakać. Przez jej dłonie, przez tę głupią historię.
Pochylił
głowę. Ukrył twarz. Nim przemówił, dwukrotnie zaciskał i rozluźniał usta. Do
ostatniej chwili nie był pewien, czy da radę.
– Na
pewno nie rura – wyszeptał wreszcie łamliwym głosem.
Przerwał,
gwałtownie nabierając do płuc powietrza. Chłód całował jego plecy.
– Nie ty
i…
Nagle
poczuł krzepiący dotyk na ramieniu. Prosił, by przestał.
Gdy
podniósł zamglony wzrok, Nora uśmiechała się łagodnie.
–
Dziękuję – powiedziała słodko, jak za dawnych lat. – Może tyle wystarczy, żebym
spotkała cię kiedyś jeszcze raz.
Komentarze
Prześlij komentarz